poniedziałek, 21 lipca 2014
14.07.2014 SPOTKANIE ZE STUDIEM MODE:LINA
Podczas spotkania z poznańskim studiem MODE:LINA (http://www.modelina-architekci.com/) które tworzą Paweł Garus oraz Jerzy Woźniak zostały pokazany szeroki wachlarz możliwości, służących za inspirację w procesie tworzenia wystawy i instalacji do prezentacji naszych prac. Od nieskończonych możliwości wykorzystania różnorodnych materiałów, które tylko z pozoru mogą wydawać się niepraktyczne, po końcową formę prezentacji. Istotną rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, może być odejście od intensywnego skupiania się na samej prezentacji pracy, i tym samym zwrócenie uwagi na odkrywanie jej w zamkniętych dotychczas przestrzeniach. Tak, aby chociaż minimalnie, może wręcz dyskretnie zaintrygować widza, i poprowadzić go przez siatkę niedopowiedzeń, które nie zawsze muszą być widoczne na pierwszy rzut oka.
środa, 16 lipca 2014
7.07.2014 SPOTKANIE ZE ZDZISłAWEM ORłOWSKIM
7 lipca odbyły się drugie warsztaty przygotowujące do wystawy, których gościem był Zdzisław Orłowski - fotograf i prezes Związku Polskich Artystów Fotografików w Poznaniu. Podczas spotkania opowiadał nie tylko o swoim stosunku do fotografii, w pojęciu sztuki oraz z perspektywy wystawowej ale także o jej rozwoju na przestrzeni historii.
Mowa była o samym procesie jej powstawania oraz o dużej satysfakcji, która płynęła z możliwości bezpośredniego i fizycznego z nią obcowania. A która jeszcze 30 lat temu miała zupełnie inny wymiar.
Pokazane zostały także prace paru artystów, pokazujące jak w bardzo zdecydowany sposób fotografia zmieniała i nadal zmienia swoje oblicze. Przedstawiony został między innymi jeden z prekursorów nowego spojrzenia na fotografię - Robert Mapplethorpe.
Niemiecki fotograf Andreas Gursky
Oraz polska artystka Aneta Grzeszykowska
Pokazane zostały także prace paru artystów, pokazujące jak w bardzo zdecydowany sposób fotografia zmieniała i nadal zmienia swoje oblicze. Przedstawiony został między innymi jeden z prekursorów nowego spojrzenia na fotografię - Robert Mapplethorpe.
Robert Mapplethorpe Lisa Lyon, 1982
/:mapplethorpe.org/
Andreas Gursky- Architecture /transform-mag.com/
Aneta Grzeszykowska/Bez tytułu#8 2005/
czwartek, 10 lipca 2014
5.07.2014 - SPOTKANIE Z SEBASTIANEM CICHOCKIM
Tematem przewodnim ostatniego spotkania, którego gościem był Sebastian Cichocki była granica. Granica pomiędzy tym co jest sztuką, a tym, co nią nie jest. Trochę toporna, gdzieniegdzie się przecierająca, ale nadal nie łatwa w codziennym użytkowaniu. To granica, która biegnie między tym, co nazwane, ładnie zapakowane tudzież zakonserwowane a tym, co codzienne, mówiąc krótko - prawdziwym życiem. I z czym nadal czasami mamy problem - z nazywaniem tej codzienności sztuką właśnie.
A przecież sztuka, która opuszcza muzea, galerie i inne instytucje kultury i która przeplata się z życiem, nadal pozostaje sztuką. Sztuką, którą być może każdy z nas dotyka, a nawet nie jest tego świadomy.
Przywołany Oskar Hansen wraz ze swoją koncepcją formy otwartej jest świetnym przykładem na przekazanie pola manewru odbiorcy. Odbiorcy, który też chce mieć dostęp do sztuki. I nie tylko w muzeach, otoczonych solidnymi ścianami, wysokimi schodami, w pakiecie z parą subtelnie kroczących strażników. Ale sztuki, która wychodzi na zewnątrz, która nie jest "zakonserwowana" w magazynach i często nawet przez to zapomniana. Sebastian Cichocki wyszedł z pomysłem konceptualnych nieruchomości, do kontaktu ze sztuką w końcu, poza muzeum, podpisu pod obrazem, potrzebujemy przede wszystkim własnej głowy. Trafnie określił muzeum jako "konną dorożkę", która nadal ma problem z wyzwoleniem sztuki.
Szalenie pozytywną rzeczą była u Hansena inicjatywa kolektywnego, wspólnotowego działania, nie stawiania granic.
W tym momencie przyszedł mi do głowy pomysł, który zaproponował na ostatnich warsztatach Łukasz Surowiec. Pomysł, dzięki któremu widz mógłby dostać się do dzieła. Polegał on na stworzeniu biblioteki obrazów, swojego rodzaju wypożyczalni, gdzie każdy z nas mógłby dany obraz wypożyczyć na określony czas i spędzić z nim jakiś okres, aby lepiej się z nim zaznajomić i przetrawić. Na co nie zawsze jest czas i ochota w instytucjach publicznych.
Powróciła także kwestia kultu artysty i całej otoczki z tym związanej. Aby dane wydarzenie (przygotowanie do wystawy, wernisaż, publikacja) przebić na stronę codzienności. Aby zwrócić uwagę, że być może ważne jest także to, co pomiędzy. Niepozorne wydarzenia, wydawałoby się monotonne, samo "nic nie dzianie się" też w końcu odgrywają tu kluczową rolę. Nie zawsze muszą być obudowane tekstami, formułami, podpisami i wskazówkami jak je czytać.
Nie chodzi o żadne rewolucje, ale może o złapanie większego dystanstu, o wypuszczenie powietrza z nadmuchanego budynku, i zwyczajne patrzenie na niektóre sprawy z przymrużeniem oka.
/Marta Krzyszowska/
Przywołany Oskar Hansen wraz ze swoją koncepcją formy otwartej jest świetnym przykładem na przekazanie pola manewru odbiorcy. Odbiorcy, który też chce mieć dostęp do sztuki. I nie tylko w muzeach, otoczonych solidnymi ścianami, wysokimi schodami, w pakiecie z parą subtelnie kroczących strażników. Ale sztuki, która wychodzi na zewnątrz, która nie jest "zakonserwowana" w magazynach i często nawet przez to zapomniana. Sebastian Cichocki wyszedł z pomysłem konceptualnych nieruchomości, do kontaktu ze sztuką w końcu, poza muzeum, podpisu pod obrazem, potrzebujemy przede wszystkim własnej głowy. Trafnie określił muzeum jako "konną dorożkę", która nadal ma problem z wyzwoleniem sztuki.
Szalenie pozytywną rzeczą była u Hansena inicjatywa kolektywnego, wspólnotowego działania, nie stawiania granic.
W tym momencie przyszedł mi do głowy pomysł, który zaproponował na ostatnich warsztatach Łukasz Surowiec. Pomysł, dzięki któremu widz mógłby dostać się do dzieła. Polegał on na stworzeniu biblioteki obrazów, swojego rodzaju wypożyczalni, gdzie każdy z nas mógłby dany obraz wypożyczyć na określony czas i spędzić z nim jakiś okres, aby lepiej się z nim zaznajomić i przetrawić. Na co nie zawsze jest czas i ochota w instytucjach publicznych.
Powróciła także kwestia kultu artysty i całej otoczki z tym związanej. Aby dane wydarzenie (przygotowanie do wystawy, wernisaż, publikacja) przebić na stronę codzienności. Aby zwrócić uwagę, że być może ważne jest także to, co pomiędzy. Niepozorne wydarzenia, wydawałoby się monotonne, samo "nic nie dzianie się" też w końcu odgrywają tu kluczową rolę. Nie zawsze muszą być obudowane tekstami, formułami, podpisami i wskazówkami jak je czytać.
Nie chodzi o żadne rewolucje, ale może o złapanie większego dystanstu, o wypuszczenie powietrza z nadmuchanego budynku, i zwyczajne patrzenie na niektóre sprawy z przymrużeniem oka.
/Marta Krzyszowska/
poniedziałek, 7 lipca 2014
30.06. 2014 WARSZTATY Z GALERIĄ RACZEJ
30 czerwca odbyły się pierwsze warsztaty przygotowujące do sierpniowej wystawy. Spotkanie poprowadzili założyciele poznańskiej Galerii Raczej - Agnieszka Szablikowska i Łukasz Trusewicz. W kompaktowym skrócie przedstawili działalność galerii, która głównie ukierunkowana jest na sztukę nowoczesną, oraz opowiedzieli o tym, co znaczą dla nich działania performatywne, którymi przede wszystkim zajmuje się ich galeria.
O tym, jaka jest rola artysty w tego rodzaju sztuce, o jej znaczeniu i o tym jaką materię może on stanowić mogli się przekonać na własnej skórze uczestnicy spotkania. Każdy z nas miał możliwość wzięcia udziału we własnym, stworzonym w błyskawicznym tempie performensie i każdy udowodnił, że takie pojęcia jak kreatywność i nieograniczona wyobraźnia nie są mu obce.
czwartek, 3 lipca 2014
24.06.2014 OSTATNIE WARSZTATY PRZETWARZANIA OPOWIEŚCI - GRUPA NARAMOWICE
24 czerwca odbyły się ostatnie warsztaty przetwarzania opowieści prowadzone przez Agnieszkę Grodzińską oraz Anię Czaban i Sylwię Czubałę.Uczestnicy mieli za zadanie dojść do finalnego już skompletowania tworzonych przez siebie zinów, bazując na zdjęciach, wycinkach z gazet, na tym co mieli na sobie, ale i także w sobie, czy też we własnej kieszeni...
Zaczęło się od okładkowych autoportretów...
Oraz na wyszukiwaniu inspiracji..
Pomysłów nie brakowało,
A dalsze etapy powstawania zinów do obejrzenia w fotogalerii.
15.06.2014 - RELACJA Z OSTATNIEGO SPOTKANIA PRZETWARZANIA OPOWIEŚCI - GRUPA ARSENAŁOWA
Podczas przedostatnich warsztatów z cyklu Przetwarzanie Opowieści, razem z Łukaszem Surowcem zmierzyliśmy sie z próbą przedstawienia naszych projektów, idei i problemów związanych z Arsenałem i zbliżającą się powoli sierpniową wystawą.
Miejscem, które miało szczególnie skupić naszą uwagę było puste miejsce na ścianie, z której został chwilę wcześniej zerwany tynk, jako próba wygrzebania tego, co działo/dzieje się w Galerii. Dziura długości mniej więcej czterech, pięciu metrów miała być punktem, w którym każdy z nas pozostawi po sobie jakiś ślad. Ślad, który zaraz po powstaniu zostanie paradoksalnie zamalowany. Osobiście spodobała mi się ta forma ekspresji, w końcu nie zawsze wszystko musi być widoczne jak na dłoni. Łukasz nazwał to nowym modelem archiwizacji, który przy jednoczesnej obecności pozostaje niewidoczny. Cały pomysł miał podkreślić charakter projektu jako pozostawienie po sobie naszego śladu w Arsenale.
Pracowaliśmy głównie na fotografiach, które zebraliśmy podczas ostatnich warsztatów. Pomysły były różne...Jednym z nich była biblioteka obrazów, w pakiecie razem z panią "biurową", która udostępniałaby nam obrazy do domu. A cała koncepcja opierałaby się na tym, że do galerii przychodziłoby się nie po to, by obrazy oglądać, ale by je wypożyczać na określony czas (w zależności od potrzeb). Swojego rodzaju fundamentem tego pomysłu jest czas, a właściwie jego brak. Czas, którego brakuje nie tylko odwiedzającym galerię, ale i niekiedy kuratorom czy krytykom sztuki, co może czasem równać się chociażby z nieumiejętnością dogłębnej czy rzetelnej analizy dzieła. Takie oswojenie się z obrazem we własnym otoczeniu być może sprawiłoby w jakimś stopniu, że powierzchnia krytyki sztuki nie byłaby taka śliska, a balansowanie po niej z pewnością byłoby łatwiejsze.
Inspiracją dla kolejnego pomysłu była gra. Gra, która odbywa się wewnątrz instytucji, ale też gra, która przekracza samoistnie jej granice. Padła propozycja wstawienia do gabinetu dyrektora na czas wystawy stołu do ping-ponga. Poza tym, że ilustrowałby zaistniałą sytuację, potencjalnie służyłby jako miejsce do rozładowania energii.
Niektóre z naszych pomysłów, które zostały zarchiwizowane pod warstwą tynku i zostaną pod nią na zawsze, będzie można być może ujrzeć w mniejszym czy większym stopniu na wystawie końcowej, o czym każdy z nas przekona się już (miejmy nadzieję) na własne oczy.
Koniec końców, nie da się chyba zupełnie uciec od kontekstu Arsenału, od naszych oczekiwań, naszego stosunku do niego i pytań, które cały czas pojawiają się na horyzoncie. Sami w końcu zdecydujemy i w takiej a nie innej formie zaprezentujemy, co wpiszemy w naszą lokalną tożsamość.
Miejscem, które miało szczególnie skupić naszą uwagę było puste miejsce na ścianie, z której został chwilę wcześniej zerwany tynk, jako próba wygrzebania tego, co działo/dzieje się w Galerii. Dziura długości mniej więcej czterech, pięciu metrów miała być punktem, w którym każdy z nas pozostawi po sobie jakiś ślad. Ślad, który zaraz po powstaniu zostanie paradoksalnie zamalowany. Osobiście spodobała mi się ta forma ekspresji, w końcu nie zawsze wszystko musi być widoczne jak na dłoni. Łukasz nazwał to nowym modelem archiwizacji, który przy jednoczesnej obecności pozostaje niewidoczny. Cały pomysł miał podkreślić charakter projektu jako pozostawienie po sobie naszego śladu w Arsenale.
/fot. Zdzisław Orłowski/
Pracowaliśmy głównie na fotografiach, które zebraliśmy podczas ostatnich warsztatów. Pomysły były różne...Jednym z nich była biblioteka obrazów, w pakiecie razem z panią "biurową", która udostępniałaby nam obrazy do domu. A cała koncepcja opierałaby się na tym, że do galerii przychodziłoby się nie po to, by obrazy oglądać, ale by je wypożyczać na określony czas (w zależności od potrzeb). Swojego rodzaju fundamentem tego pomysłu jest czas, a właściwie jego brak. Czas, którego brakuje nie tylko odwiedzającym galerię, ale i niekiedy kuratorom czy krytykom sztuki, co może czasem równać się chociażby z nieumiejętnością dogłębnej czy rzetelnej analizy dzieła. Takie oswojenie się z obrazem we własnym otoczeniu być może sprawiłoby w jakimś stopniu, że powierzchnia krytyki sztuki nie byłaby taka śliska, a balansowanie po niej z pewnością byłoby łatwiejsze.
/fot. Zdzisław Orłowski/
/fot. Zdzisław Orłowski/
Koniec końców, nie da się chyba zupełnie uciec od kontekstu Arsenału, od naszych oczekiwań, naszego stosunku do niego i pytań, które cały czas pojawiają się na horyzoncie. Sami w końcu zdecydujemy i w takiej a nie innej formie zaprezentujemy, co wpiszemy w naszą lokalną tożsamość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)